sobota, 27 kwietnia 2013

Przerwa

Cześć! Dawno nie pisałam :( Jakoś ostatnio nie mam czasu. Niestety jeszcze przez jakiś czas tu nie zajrzę, bo trzeba poprawić oceny ;) Ale postaram się jak najszybciej wrócić :)

sobota, 7 lipca 2012

Rozdział 4 "Bliźniaki"


- Dzieci! Pospieszcie się! Jest już późno!
- Mamo, gdzie moja bluzka?
- Nie wiem!
- Tato weź moje walizki!
- Już biorę.
- A kto weźmie sowę?
- Szybciej! Pociąg odjeżdża o 11.
- Pojedziemy taksówką, już zamówiłem.
Gdy dojechali szybko przeszli przez barierkę i pobiegli do pociągu. Brakowało minuty, a by się spóźnili. Hugo, James i inni uczniowie machali z pociągu do swoich rodzin.
Miejsca były wszędzie zajęte, więc poszli na koniec pociągu.
- Hugo, tu jest wolny przedział.
- Ciekawe kiedy przywiozą słodycze...
- Może wyjdę i poszukam wózka?
- O, dobry pomysł. Weż mi trzy czekoladowe żaby i fasolki wszystkich smaków.
Idąc James wpadł na jakąś dziewczyne. Miała piękną, jasną twarz i długie, czarne włosy. Szła z jakimś chłopakiem. Byli do siebie podobni. James pomyślał, że to rodzeństwo i miał rację.
- Oj, przepraszam.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Och, ty jesteś James, syn Harry'ego Potter'a, tak?
- Tak.
- Ja jestem Alice, a to mój brat bliźniak Scott. Jesteśmy na drugim roku. Wiele słyszałam o Twoim ojcu. O jego bohaterstwie i w ogóle... Jak zabił Lorda Voldemorta.
- Tak, pełno jest o nim w różnych książkach. W jakim jesteście domu?
- W Slytherinie. Scott- zwróciła się do brata- a może usiądziemy w przedziale razem z Jamesem?
- Nie, Alice, nie możemy. Powiedziałem reszcie że do nich dojdziemy.
- To może ty James, usiądziesz z nami w przedziale?
- Nie, ja siedzę ze swoim kuzynem. Przykro mi.
- Przepraszam- odezwał się Scott- musimy już iść.
- No to na razie - pożegnała się dziewczyna.
James usłyszał jeszcze jak Scott mówi "Nawet nie próbuj". W drodze do przedziału zastanawiał się o co z tym chodziło.
- A gdzie żaby i reszta słodyczy?
- Yyy... Zapomniałem.
- Jak mogłeś iść po słodycze i zapomnieć ich kupić?
- No nie wiem. Szedłem no i wpadłem na taką dziewczynę. Miała na imię Alice i była z bratem. Zaczęliśmy rozmawiać no i wiesz... Zapomniałem.
Hugo zaczął czytać Proroka Codziennego zabranego z domu. Za chwilę podeszła grubsza kobieta z wózkiem ze słodyczami. Kupili trochę i zaczęli rozmawiać.
- Ta Alice była trochę tajemnicza. Niby miła, ale coś było w niej niepokojącego.
Hugo nie odpowiedział i siedzieli przez chwilę w milczeniu.
- Hugo, jak nazwać swoją sowę?
- Nie wiem. Nie jestem dobry w wymyślaniu imion. Popatrz w książkach.
- Sprawdze w bibliotece w Hogwarcie. Może założymy już szaty? Robi się późno. Chyba niedługo będziemy wysiadać.
Zaczęli się ubierać. James spojrzał na przerażoną minę Hugo, który zaraz powiedział
- O nie! Moja szata jest cała podarta i poplamiona!
- Nie martw się. Na pewno da się z tym coś zrobić. Ale kto to zrobił. Przecież cały czas ktoś pilnował walizek.
- No wiesz... Jak poszedłeś szukać wózka ze słodyczami, to musiałem wyjść do łazienki.
- I zostawiłeś walizki same w przedziale?
- No, tak jakby.
- Pójdę poszukać nauczyciela. Napewno jakiś z nami jedzie. A ty nie wychodź.
James poszedł na przód pociągu. Zobaczył garbatego staruszka, o ponurym wyrazie twarzy. Nie wyglądał na przyjaznego. Harry wcześniej już o nim słyszał i zdziwił się że dyrektor jedzie pociągiem razem z uczniami.
- Przepraszam. Pan to dyrektor Hump?
- Tak, to ja.
- Ktoś zniszczył szatę mojemu koledze, ale nie bardzo wiemy jak ją naprawić.
- Zaraz kogoś zawołam- odpowiedział- Nathalio! Pomożesz chłopcom?
- Tak, już idę.
Nathalia okazała się młodą nauczycielką zaklęć. Miała krótkie, sterczące, blond włosy i przyjazną twarz. James zaprowadził ją do przedziału.
- Nie wygląda za dobrze- powiedziała patrząc na szatę- ale da się naprawić. Reparo- machnęła różdżką i szata wyglądała jak nowa.
- Dziękujemy.
- Nie ma sprawy.- uśmiechnęła się i poszła.
- Ciekawe kto zniszczył tą szatę...
- Naprawdę się nie domyślasz?- zapytał James- to na pewno Scorpius. Mnie bardziej zastanawiają te bliźniaki.
Do przedziału wszedł Teddy Lupin. Był to wysoki Puchon. W tej chwili miał czarne włosy i niebieskie oczy.
- Cześć chłopaki.
- O, znowu inny kolor włosów- zauważył Hugo- Fajnie być metamorfomagiem... Możesz w każdej chwili zmienić wygląd. Też bym tak chciał.
- Często mi się przydaje. Acha! Miałem wam powiedzieć. Przygotujcie się bo zaraz będziemy na miejscu. Idę poinformować innych- a za chwilę dodał bardziej do siebie- Po co ja zgodziłem się być prefektem... Tyle obowiązków...
- Nie mogę się doczekać uczty- powiedział Hugo.
- Wytłumacz mi coś Hugo. Ciągle myślisz o jedzeniu i zawsze jesteś głodny. Jak to możliwe?
- No nie wiem... Tak jakoś. Chyba po prostu lubię jeść.
- A wcale nie tyjesz...
Pociąg zatrzymał się na stacji w Hogsmeade. Wyszli na zewnątrz. Do łódek zaprowadził pierwszoroczniaków dyrektor.
Gdy zobaczyli zamek James powiedział
- Czuję, że to będzie niesamowity rok.
- W jakim znaczeniu? Dobrym czy złym?
- Raczej dobrym.
Gdy dopłynęli dyrektor zaprowadził ich pod bramę gdzie czekała na nich...
-----------------------------------------------------------------------------

Wchodźcie też na drugiego bloga http://patrycja-patixd.blogspot.com/. :)

sobota, 16 czerwca 2012

Rozdział 3 "Ulica Pokątna"


Wylądowali w kominku w jakimś sklepie ze słodyczami. Zdecydowali, że najpierw pójdą po pieniądze do Banku Gringotta.
Na srebrnych drzwiach widniał napis:




Wejdź tu, przybyszu, lecz pomnij na los,
Tych, którzy dybią na cudzy trzos.
Bo ci, którzy biorą, co nie jest ich,
Wnet pożałują żądz niskich swych.
Więc jeśli wchodzisz, by zwiedzić loch
I wykraść złoto, obrócisz się w proch.
Złodzieju, strzeż się, usłyszałeś dzwon
Co ci zwiastuje pewny,szybki zgon.
Jeśli zagarniesz cudzy trzos
Znajdziesz nie złoto, lecz marny los.




Przy drzwiach stały dwa gobliny. Lily bała się ich więc trzymała się blisko Ginny.
- Hahah! Lily boi się goblinów- śmiał się James.
- No i co z tego? - zdenerwowała się dziewczynka.
- Hahah! Przecież one nie są w ogóle straszne...
- Ja się nie śmieję z Ciebie jak ty się czegoś boisz.
- Ja się niczego nie boję!
- Boisz się!
- Niby czego?
- Żabertów.
- Nieprawda! Nie boję się ich!
- Tak? To dlaczego ostatnio uciekałeś z ogrodu z płaczem krzycząć "Mamo! Żaberty mnie zaatakowały!"?
- Mamo, co to są żaberty?- spytał Albus.
- To są takie zwierzęta.
- A są groźne?
- Nie.
- Boisz się niegroźnych zwierząt?- spytał Jamesa.
- Nie! Po prostu się ich brzydzę.
- Boisz się!- upierała się Lily.
- Nie! Daj mi spokuj.
Gdy wypłacili pieniądze, poszli po różdżki dla Hugo i James'a do Olivandera.
Sklep przejął bratanek sprzedawcy - Jake. Budynek został odnowiony. W pomieszczeniu do którego weszli było około 3000 różdżek.
- To dla kogo szukać różdżki?- spytał z uśmiechem Jake.
- Najpierw dla Jamesa- powiedział Hugo.
Jake podał Jamesowi dębową różdżkę dwunastocalową, z piórem feniksa.
- Spróbuj tą.
Różdżka była doskonale dopasowana.
- No to teraz ja.
Chłopiec kupił różdżkę z kasztanowca ze szponem hipogryfa.
Wyszli ze sklepu.
- Co jeszcze trzeba kupić?
- Teleskopy, kociołki- powiedział Hugo.
- I szaty.
- Zapomnieliście jeszcze o książkach- przypomniała Rose.
- Widać, że jesteś córką Hermiony- zaśmiał się Harry.
Po zrobieniu wszystkich potrzebnych zakupów poszli coś zjeść do Dziurawego Kotła. Tam spotkali Malfoy'ów.
Draco razem ze swoją żoną Asterią i synem Scorpiusem siedzieli przy jednym ze starych, drewnianych stolików.
- Zaraz wracam- powiedziała Lily i ruszyła w stronę łazienki.
Gdy przechodziła obok stolika Malfoy'ów usłyszała jak Scorpius szepnął "Rudzielec". Zrobiło jej się smutno, ponieważ była bardzo wrażliwa. Wracając z łazienki ominęła stolik przy którym siedział chłopiec.
- Lily, co się stało?- zapytał James.
James zawsze wiedział, kiedy Lily jest smutna. Strasznie się denerwował kiedy ktoś jej dokuczał.
- Nic się nie stało.
- No przecież widzę.
Scorpius odwrócił się do nich i spojrzał kpiąco.
- Co on Ci zrobił?
- Nic.
- Mów!
- Nazwał mnie rudzielcem.
Scorpius wstał i ruszył w stronę wynajętego przez jego rodzinę pokoju.
- Tato, pójdziemy zapoznać się z tym chłopcem. On na pewno jest z Hogwartu.
Harry zrobił niezadowoloną minę. Bał się, że Scorpius jest taki sam jak jego ojciec.
- Jak chcecie...
Chłopcy dogonili Scorpiusa.
- Ej, ty! - odwrócił się i spojrzał pytająco- Czemu przezwałeś moją siostrę?- zapytał ze złością James.
- Ja? Ja nikogo nie przezwałem.
- Tak... Napewno...
- Radzę wam nie czepiać się starszych. Bo wiesz... Co dwójka pierwszoroczniaków i jeden dziesięciolatek mogą zrobić trzecioklasiście...
- A wiesz że dużo... Może jesteśmy młodsi, ale jest nas więcej.
- Mogę was przewrócić jednym zaklęciem.
Niespodziewanie podeszła Rose. Przysunęła się bardzo blisko do Scorpiusa, spojrzała mu ze złością w oczy i powiedziała kpiąco.
- Gdybyś nie był taki tępy wiedziałbyś, że nie można używać czarów poza Hogwartem- odwróciła się i ruszyła z chłopcami do reszty rodziny. Scorpius nie odezwał się ani słowem tylko poszedł zły do swojego pokoju.
- Wszystko w porządku?- spytał Harry.
- Tak.
- No to kładźcie się spać. Rano czeka was długa podróż.



---------------------------------------------------------------------------------
Postaram się dodać 4 rozdział jak najszybciej. Czytajcie i komentujcie :)


http://patrycja-patixd.blogspot.com/

wtorek, 22 maja 2012

Rozdział 2 "Odwiedziny"


Po spaleniu starego domu Weasleyów, Ron uznał, ze trzeba go odbudować. Nie wyobrażał sobie, że jego dzieci mogłyby się wychowywać gdzie indziej. Dom był bardzo podobny do starego, skromny, z wielkim ogrodem, gdzie rosło wiele róż, ponieważ Rose je uwielbiała.. Niedaleko był ogromny las.
Przywitała ich Hermiona.
- Dzieci nie mogły się już doczekać. Strasznie się niecierpliwiły - powiedziała Hermiona. - Hugo, Rose, Potter'owie już przyjechali.
Nastało radosne powitanie. Tylko Albus był trochę niezadowolony.
Dzieci poszły do ogrodu.
- Może zagramy w Quidittcha? Wziąłem nasze nowe miotły. Możemy je wypróbować- zaproponował James.
- Jasne - odpowiedział Hugo.
- Dziewczyny przeciw chłopakom? - zapytał Albus.
- Nie, bo to nie będzie sprawiedliwe - powiedziała Lily - dziewczyny są tylko dwie, a chłopaków jest trzech.
- Nie marudźcie... Dacie radę.
- Nie, nie damy.
- To Albus zagra z wami. My z James'em sobie poradzimy- powiedział Hugo.
- Czemu muszę być z dziewczynami w drużynie?
- Bo jesteś najmłodszy.
- To niesprawiedliwe!
- Nie zawsze musi być sprawiedliwie. Jak Ci nie pasuję to w ogóle nie graj.
Albus był zmuszony zagrać z dziewczynami w drużynie. Zapowiadało się dobrze. Pierwsze punkty uzyskała Rose. Później trochę się zmieniło. Wygrali James i Hugo. Drużyna dziewczyn i Albusa z niezadowolonymi minami powoli szła do domu.
Harry i Ron w tym czasie siedzieli w salonie i rozmawiali o Hogwarcie.
- Miałeś ostatnio jakieś wiadomości od profesora Humpa? - zapytał Ron
- Tak, teraz regularnie piszemy. Myślę, że znaleźliśmy doskonałe miejsce, żeby ukryć...
Nagle weszły dzieci.
- Dzieci możecie wyjść?
- A nie możemu tu posiedzieć?
- Nie, musimy z wujkiem porozmawiać.
- Yhym, już idziemy - odpowiedziały i poszły bawić się do innego pokoju.
- Mam nadzieję, że tym razem jest to lepsza kryjówka - powiedział Harry.
- Voldemort już nie żyje. Więc chyba nikt nie będzie chciał tego znaleźć.
- Też tak myślę. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Do salonu weszła Ginny i Hermiona.
- O czym rozmawiacie?
- O Hogwarcie. Znaleźliśmy kryjówkę dla sami wiecie czego.- powiedział Harry.
Dziewczyny zrobiły niezadowolone miny.
- Znowu pakujesz się w kłopoty. Tak bardzo Ci się nudzi? - spytała Hermiona - Ginny, czemu go nie powstrzymujesz przed takimi głupotami?
- Nie będę go zatrzymywała siłą.
- Będą przez to same kłopoty.
- Nie będzie żadnych kłopotów. Ja chcę tylko pomóc dyrektorowi.
- Ryzykując siebie? Dyrektor poradziłby sobie sam - upierała się przy swoim Hermiona.
- Czy jest coś złego w pomaganiu?
- Nie, ale się po prostu o Ciebie martwię.
- Zmieńmy temat - powiedział Ron.
Po chwili ciszy odezwała się Ginny.
- Pomyślałyśmy z Hermioną, że wszyscy razem wybierzemy się na Ulicę Pokątną.
- Tak, dobry pomysł.
- No to ruszamy.
- Ile masz kart z Czekoladowych Żab? - spytał Hugo.
- Ja mam 243, a Albus 201. A ty?
- Chyba około 250. Nie wiem dokładnie.
Dorośli w tym czasie rozmawiali i wspominali.
- Pamiętacie gdy pierwszy raz byliście na Ulicy Pokątnej?- zapytał Harry - Cudowne uczucie... Wyrwać się od codzienności i wejść  do świata czarodziejów. I te nasze wszystkie przygody...Bazyliszek, Tórniej Trójmagiczny, Komnata...
- No ja akurat żyłem już wcześniej w świecie czarodziejów. Ale przygody były cudowne. Takie nieprawdopodobne, nawet jak dla mnie - powiedział Ron i ruszyli na zakupy, na Ulicę Pokątną.


-------------------------------------------------------------------------------------

No tak... Znowu się nie udało napisać za długiego. Coś mi nie idzie to pisanie. Ale może jak się bardziej przyłożę to coś z tego wyjdzie. Zapraszam do komentowania i obserwowania, a także na mojego drugiego bloga http://patrycja-patixd.blogspot.com/

czwartek, 17 maja 2012

Rozdział 1 "Poranek u Potter'ów"


Harry Potter jak zwykle zaczął dzień od przeczytania Proroka Codziennego.Jego żona -  Ginny sprzątała po dzieciach, które teraz bawiły się w ogródku.Na pozór normalna rodzina wcale nie była taka normalna. Była to bowiem rodzina czarodziejów. Nagle sowa przyniosła pocztę.
- James, przyszedł twój list! - zawołała Ginny.
- Już idę! - odpowiedział- Nareszcie!
W liście była prawie taka sama treść od wielu lat. Tylko nazwiska się zmieniły:


     HOGWART
       SZKOŁA
MAGGI I CZARODZIEJSTWA
Dyrektor: ALBERT HUMP

     Szanowny Panie Potter,
     Mamy przyjemność poinformowania Pana, że został Pan przyjęty do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
     Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy Pana sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
                                                        Nathalia Crudnice
                                                        zastępca dyrektora

-Mam list! Mam list!- krzyczał uradowany James- Jadę do Hogwartu!
Za jakiś czas przybiegła Lily.
- Mamo, odwiedzimy Weasley'ów?
- A co na to twoi bracia?
- James chce jechać. Hugo chciał mu coś pokazać.
- A Albus?
- Nie wiem. Nie można się z nim dogadać. Wygląda trochę na smutnego. Ciekawe czemu...
- Później z nim porozmawiam. A ty Harry co o tym myślisz?
- Myślę że to dobry pomysł.- powiedział Harry- Przynajmniej trochę odpoczniemy od dzieci- dodał za chwilę.
- Dudley dzwonił ostatnio?- zapytała Ginny.
- Nie, podobno był na jakimś...- przerwał mu dźwięk telefonu. Poszedł go odebrać. Po chwili wrócił- O wilku mowa. Dudley dzwonił. Zapraszał nas na obiad. Powiedziałem, że mamy już plany.
Ginny poszła przygotować dzieci.
- Gotowi?- zapytał za jakiś czas Harry.
- Gotowi- odpowiedziały dzieci.
Zebrali się przy kominku. Jak zwykle mieli podróżować przy pomocy proszku Fiuu.
- No to lecimy- Harry wziął trochę błyszczącego proszku, rzucił go w płomienie, wszedł w nie i zawołał
- Dom Weasley'ów.
Reszta rodziny zrobiła to samo.



--------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam, że taki krótki. Następnym razem dodam dłuższy. Obiecuję. Jeśli macie jakieś pomysły piszcie harrypotterpomysly@autograf.pl . Zapraszam do komentowania.
Wchodźcie też na mojego drugiego bloga http://patrycja-patixd.blogspot.com/

środa, 16 maja 2012

Początek

Witam. Jak każdy fan Harry'ego Potter'a rozpaczam, że seria ma tylko 7 części. Postanowiłam więc dla własnej przyjemności, napisać dalsze losy Harry'ego i jego dzieci. Serdecznie zapraszam do czytania i komentowania. Pierwszy rozdział dodam niedługo.